To bez najmniejszych wątpliwości najczęściej zadawane pytanie na szkoleniach z wystąpień publicznych (tak często, że zainspirowało nas do nazwania w ten sposób grupy na Facebooku, która ma pomagać mówcom w rozwijaniu warsztatu). A skoro jest popyt na tę wiedzę, to jest i podaż – w mnóstwie źródeł można znaleźć na ten temat wiele wskazówek i rad. I prawie wszystkie są błędne.
Prawidłowe gesty
W wielu podręcznikach, skryptach, czy na stronach internetowych dotyczących przemawiania albo bardziej ogólnie mowy ciała można znaleźć listy i opisy prawidłowych i nieprawidłowych gestów. Że na przykład mówiąc: „Kto z państwa…” należy wykonać szeroki gest otwartą dłonią od mostka na zewnątrz. Albo ułożyć palce w tak zwany koszyczek, bo ten gest zwiększa naszą wiarygodność. Albo na przykład używając słowa „szczerze” należy wykonać gest dłonią od serca – cokolwiek to znaczy – aby podkreślić szczerość intencji. I oczywiście klasyk – że nie wolno zakładać rąk na piersi, bo to postawa zamknięta, która świadczy o mnóstwie okropnych rzeczy i sprawi, że natychmiast zostaniemy znielubieni.
Zastanówmy się nad tym jednak przez chwilę. Czy zawsze, kiedy zakładasz ręce, masz wrogie nastawienie? Czy każdą osobę z założonymi rękami natychmiast uważasz za nieprzyjaźnie nastawioną? Czy może jednak zależy to od kontekstu? Albo ten nieszczęsny koszyczek, gest, który zrobił błyskotliwą karierę w czasach Piotra Tymochowicza – karierę równie błyskotliwą, co i sam Tymochowicz, który stworzył swego czasu „niechłopski” wizerunek Andrzeja Leppera. A jednocześnie równie wątpliwą, co opalenizna posła Leppera w czasach jego świetności. Z kolei przypisywanie określonych gestów do konkretnych słów i uczenie się ich (o zgrozo!) z opisów da efekt w najlepszym wypadku teatralny, a w najgorszym zwyczajnie zabawny. Jeśli więc nie chodzi ci o to, by twoje przemówienie miało zabarwienie komiczne, proponowałabym te podręczniki jak najszybciej odłożyć z powrotem na półkę, tak jak na półkę trzeba odłożyć regułę 7% – 38% – 55% – tak samo zniekształconą i tak samo wyświechtaną jak teorie o prawidłowych gestach.
Nie za dużo, nie za mało, a w sam raz
Wiele mówi się również na temat prawidłowej ilości gestów. Mówi się natomiast bardzo nieprecyzyjnie. To znaczy: mówi się na przykład, że zbyt bogata gestykulacja sprawia wrażenie, że mówca jest chaotyczny i nerwowy. Z kolei zbyt skromna powoduje, że mówca wygląda na spiętego. Tylko tak naprawdę nie wiadomo, co to znaczy. Nie wiadomo, ile to za dużo a ile to za mało. Nie wiadomo, kiedy jest w sam raz. Wystarczy porównać kilku mówców (niech to będą mówcy z najwyższej półki, dajmy na to: Ken Robinson, Simon Sinek i Dan Pink), żeby zauważyć, że spektrum „prawidłowej ilości gestów” jest bardzo szerokie. I najlepiej jest wtedy, kiedy ilość wykonywanych gestów najzwyczajniej w świecie pasuje do osobowości i temperamentu mówcy. Można to łatwo sprawdzić prostym ćwiczeniem: spróbuj naśladować gestykulację kilku mówców – od bardzo opanowanych, jak Robinson, po bardzo żywiołowych, jak Pink. Nagraj te próby, obejrzyj, wyciągnij wnioski.
Na czym polega błąd?
Nie oznacza to, że cała nauka na temat mowy ciała jest błędna. Do zrozumienia tej układanki często brakuje nam jednak jednego ważnego puzzla – wszystkie opisywane w podręcznikach gesty działają wtedy, kiedy są spójne z wewnętrzną intencją mówcy. Nie nadają się natomiast kompletnie do niczego, jeśli w środku masz coś innego niż próbujesz pokazać na zewnątrz. To jak dekorowanie kremem nieupieczonego ciasta. Efekt nie może być udany. Publiczność, jak już pisałam tutaj, to najlepszy na świecie wykrywacz kłamstw – zawsze wyczuje nieszczerość, nieautentyczność czy niespójność mówcy. Jeśli w środku wszystko ci drży, a próbujesz wykonywać szerokie, otwarte gesty, to pewnie przy przeglądaniu filmu z wystąpienia okaże się, że nie udało ci się oderwać łokci od ciała. Jeśli masz negatywne nastawienie do swoich odbiorców, a chcesz pójść za radami z podręczników i odkręcić dłonie do zewnątrz, by pokazać swoją szczerość i otwartość, prawdopodobnie jednocześnie będziesz patrzeć w sufit, zamiast ludziom w oczy.
Czyli co zrobić z rękami?
Ta układanka, jaką jest mowa ciała, ma zbyt wiele elementów, żeby dało się ją w pełni kontrolować. Innymi słowy, ciało nie jest najlepszym kłamcą. Dlatego pytanie o to, co zrobić z rękami, jest tak naprawdę pytaniem o to, jak radzić sobie ze stresem. Kiedy się nie stresujesz, na przykład na spotkaniu z przyjaciółmi, nie musisz przecież zastanawiać się nad prawidłową gestykulacją. Zachowujesz się naturalnie, gestykulujesz adekwatnie do sytuacji i do treści swojej wypowiedzi. Z drugiej strony, jeśli, rozmawiając z kimś, zaczniesz poświęcać uwagę swoim gestom zamiast treści rozmowy, twój rozmówca natychmiast wyczuje, że nie jesteś z nim – że gubisz wątek, nie jesteś skupiony, nie jesteś obecny. To samo – tylko w dodatku mocno przesterowane – wydarzy się na podczas przemówienia, kiedy do tego dojdzie stres.
Często mówcy, których szkolę, wychodzą w trakcie szkolenia na scenę i ich ciało zamarza. Stoją przez całe wystąpienie na baczność, w rękach trzymając kartkę. Potem rozmawiamy o tym, co się stało i ta sama osoba, dalej stojąc na scenie, opowiada mi o tym, dlaczego tak było, dlaczego ona generalnie nie potrafi gestykulować. Opowiada i oczywiście bogato – i adekwatnie – gestykuluje. Odpowiedzi na pytanie, jakich i ile gestów używać, należy szukać nie w podręcznikach, a w sobie, bo najlepiej gestykulujący mówca, to mówca naturalny i prawdziwy. Taki, którego ciało tak samo zachowuje się na scenie, jak podczas przyjemnego spotkania ze znajomymi. Taki, któremu stres nie stoi na drodze do pokazania, kim jest. A o tym, jak sobie ze stresem radzić, opowiem już następnym razem.
Więcej dowiesz się na Facebook Live, który organizujemy 18 czerwca o 20:00 w naszej nowej grupie na Facebooku. Dołącz do grupy i zapisz Live’a w swoim kalendarzu.